Ostatni Zachód Słońca Rozdział 1 - Niepokój...
Rozdział 1
Niepokój
Siedziałem przy ognisku patrząc jak jęzory ognia trawią drewno. Byłem na warcie w tych czasach nie można zostawić obozu bez opieki. Justyna już spała, mieliśmy się zmienić za około 2 godziny. Rozmyślałem o rodzinie. Czy są jeszcze ludźmi? Czy może są już Sztywnymi? Chciałbym wiedzieć. Najgorszą rzeczą w Polsce był tragiczny dostęp do broni. Gdy wybuchła epidemia, a my byliśmy we Wrocławiu Justyna nakłaniała mnie żebyśmy uciekli do Niemiec jednak coś kazało mi tu zostać. Rozmyślając tak zaskoczył mnie dotyk ręki. Była to Justyna
-Chyba teraz moja kolej nie? - powiedziała szeptem
-Chyba tak. Masz broń? - odpowiedziałem
-Tak mam. Idź się lepiej przespać nie długo wyruszamy dalej na wschód.
-Myślisz że to dobra decyzja udać się do Warszawy? - zapytałem
-Ja od początku chciałam jechać do Niemiec. Ale jak już mamy być w Polsce to Warszawa jest najlepszą opcją.
-No cóż...
-Idź spać - powiedziała Justyna ucinając naszą rozmowę
Położyłem się z myślą że już nie zasnę lecz ledwo zamknąłem oczy i już pogrążyłem się w śnie - chociaż tam było inaczej... Obudziła mnie Justyna, która już była gotowa do wyprawy
-Wstawaj! Powinniśmy być w drodze od 20 minut! - zawołała
-No już czekaj chwila... Mamy coś do jedzenia?
-Pakuj się zjesz w drodze
-Nie cierpię jeść w drodze. - odpowiedziałem pakując namiot.
Justyna najwidoczniej to zignorowała. Już miałem iść ale o czymś sobie przypomniałem. Sprawdziłem czy mam przy sobie pistolet i nóż - o inne bronie było trudno zwłaszcza w Polsce. Sprawdziłem magazynek - 7 pocisków plus 7 w dodatkowych. Mogłem iść. Wyruszyliśmy na północny wschód. Gdy słońce świeciło już nad naszymi głowami zaskoczył nas Sztywny. Rzucił się na Justynę, próbując ją ugryźć. Było tylko jedno rozwiązanie. Rzuciłem się na bestię wbijajac nóż w jego głowę. Krew wylała się obficie na ziemię
-Ugryzł Cię?! - Wrzasnąłem
- Nie! Spokojnie jestem cała i lepiej tak nie wrzeszcz bo inne się zlecą.
-Dobra, chodźmy
Poszliśmy dalej. Po krótkiej chwili ciszy Justyna znów się odezwała
-Musimy znaleźć samochód
-Heh
-Mówię serio
-Małe szanse żebyśmy znaleźli samochód z paliwem i kluczykami
-Trzeba spróbować. Musimy się wybrać do jakiegoś miasteczka
-Oszalałaś? Jest tam pełno...
-Potrzeba nam zapasów. Pokażmy do jakieś małej miejscowości będzie mniejsze ryzyko - przerwała mi Justyna
- To takie pierw znajdź
-Eh... Dobra stój tu. Jesteśmy gdzieś tutaj - pokazała na mapie obszar lasu. - Niedaleko nas jest droga E30, a za nią...
-Konin - dokończyłem
-Dokładnie. Powinny tam być jakieś konserwy, a kto wie może nawet bronie.
-Przekonałaś mnie. Idziemy tam!
Po dniu podróży wreszcie zobaczyliśmy małe miasteczko. Zauważyłem jakiś mały sklep. Postanowiliśmy że tam pójdziemy. Był to zwykły prosty sklep. Gdzie nigdzie schodził tynk ze ścian. Na ścianach widać było grafiti wykonane przez jakiś chuliganów. Obok sklepu chodził Sztywniak. Chciałem to powiedzieć Justynie ale ona chyba też już go zauważyła. Za nim się obejrzałem rzuciła nożem prosto w głowę Sztywnego. Po raz kolejny byłem wielce zaskoczony jej zręcznościa. Weszliśmy do sklepu
-Uf coś jest. Robimy tak ja się zajmuje jedzeniem ty wodą
Wziąłem wszystko co można było zjeść, m.in: suszone owoce, fasolki, kaszę i ryż. Chyba wszystko - pomyślałem. Już miałem iść dalej gdy poczułem że coś mnie szarpie za nogę. Gwałtownie się odwróciłem już mając uderzyć głowę gdy zobaczyłem to... był to mały pies który szalał mnie za nogawke
-Cześć mały co ty tuaj robisz? - powiedziałem do psa
Pies zaskomlał i usiadł
-No tak pewnie jesteś głodny
Poszukałem jakiejś karmy i mu dałem. Patrzyłem jak ochoczo jadł karmę. Wtedy Justyna mnie zawołała
-Chodź znalazłam samochód!
-Już czekaj!
Wziąłem torbę z jedzeniem i już miałem iść kiedy spojrzałam na psa. Zrobił smutne oczy i się patrzył na mnie.
-No dobra chodź
Pobiegłem do Justyny. Owszem znalazła samochód - był to mały Volkswagen rocznik 2018.
-Co to? - zapytała się Justyna
-Pies, a nie widać? Ja prowadzę wskakuj do samochodu
Weszliśmy pospiesznie do samochodu i starałem się odpalić samochód.
-Kurde nie moge odpalić
-Artur... odwróć się
Odwróciłem się i to co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach. Pięćset metrów od nas szła ogromna horda sztywnych. Było ich setki!
-Jedź! Jedź! Jedź - krzyknęła Justyna
-Kurwaaa!
Wreszcie samochód odpalił i ruszyliśmy przed siebie. W stronę Warszawy
Dodaj komentarz