Ostatni Zachód Słońca Rozdział 2 - Zima...
Rozdział 2
Zima
Samochód znacznie przyśpieszył naszą podróż. Jutro powinniśmy być już w Warszawie. Podczas podróży widziałem dość niewiele Sztywnych co było dość dziwne. Robiło się ciemno. Wiedziałem że podróżowanie nocą jest niebezpieczne więc szukałem jakiegoś miejsca gdzie moglibyśmy się zatrzymać. Spojrzałem w tył. Justyna spała a obok niej pies. Mimo początkowej niechęci Justyna szybko przywykla do obecności psa. W końcu znalazłem jakiś zjazd na stacje paliw. Zaparkowałem i obudziłem Justynę.
-Co się dzieje? - zapytała zadanym głosem.
-Tutaj się zatrzymany na noc
Nie odpowiedziała. Ruszyliśmy w stronę stacji.
-Black do nogi! - zawołała do psa
-Black? - zapytałem zdziwiony
-Tak go nazwałam. Nie podoba Ci się?
-Nie no spoko...
Wwywarzylem zdecydowanym kopniakiem drzwi . Weszliśmy do środka. Było czysto. Położyłem się spać. Tym razem pierwsza stała na warcie Justyna. Zasnąłem. Z rana zrobilismy sobie śniadanie składające się z suszonych owoców i konserw.
-Jak stoimy z zapasami? - zapytała mnie
-Szczerze nie wiem. Zobaczę co mamy w bagażniku.
Otworzyłem bagażnik. Były jeszcze 2 torby jedzenia i 1 torba wody. Już miałem się odwrócić gdy poczułem na plecach zimną, stalową rzecz. Wiedziałem doskonale co to. Był to pistolet.
-Odwróć się powoli - powiedział nieznajomy.
-Dobra. Spokojnie tylko
Moja ręka posunela się niewidoczne do kieszeni gdzie miałem nóż. Odwróciłem się... i nie uwierzyłam własnym oczom.
- Nie wierzę. Adrian to ty?
Adrian chyba był w takim samym szoku co ja.
-Artur? To naprawdę ty?! Co ty tutaj robisz? - zapytał
-Staram się przetrwać
-Heh
-Chodź. Justyna też tu jest!
-Justyna tu jest? Naprawdę?
-Tak jesteśmy tu. Chodź już
Adrian był moim dawnym znajomym przed czterema latami. Od wybuchu apokalipsy nie widzieliśmy się.
-Justyna - zawołałem - Patrz kto się tutaj pojawił!
-Kto ni... Adrian! To ty?
- To ja we własnej osobie - powiedział uradowany
-No to skoro już jesteśmy razem to może pojedziemy razem do Warszawy
-Jedziecie do Warszawy?
-Tak to chyba najlepszy pomysł
Jeszcze zanim pojechaliśmy poopowiadalismy sobie co przez ten czas robiliśmy. Potem wyjechaliśmy samochodem ze stacji i ruszyliśmy do Warszawy. Przez cały ten czas radośnie rozmawialiśmy wspominając dawne czasy. Starałem się nie pamiętać o tym że Adrian chciał mnie okraść z jedzenia. Dręczyła mnie tylko jedna rzecz. Skoro Adrian był gotów zabić dla jedzenia to ile osób już przez niego straciło żywność? Postanowiłem o tym nie myśleć. Wieczorem dojechaliśmy już do Warszawy.
-Kim wy jesteście? Odpowiadać! - krzyknął strażnik.
-Tymi co przetrwali! A kim? Wpuscicie nas?
-Tak ale będziecie musieli przejść badania
-Okej zgadzamy się
Po przebadaniu wyszliśmy na zewnątrz. Naszym oczom ukazał się Pałac Kultury i Nauki. Był piękny zwłaszcza po odrestaurowaniu w 2023. Zaskoczył nas jakiś żołnierz
-Piękny co nie? - powiedział żołnierz. Widząc nasze miny odpowiedział - Em Nazywam się Alan. Oprowadzę was po mieście.
Po pokazaniu nam miasta zaprowadził nas do dyktatora, który miał do nas jakąś sprawę.
- Witam - powiedział Dyktator
-Dzień dobry - odpowiedziałem niepewnie
-Może powiem z grubej rury. Czy chcielibyście dołączyć do wojska
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Jednak ja wiedziałem że chciałem. Chciałem wybic wszystkich Sztywnych.
- Ja bym chciał ale nie wiem jak reszta...
-Zgadzam się - powiedzieli jednocześnie Justyna i Adrian
-Czyli się zgadzacie? Zostaniecie dodani do 5 - osobowego zespołu. Alana już poznaliście, czas abyście poznali generała
Alan zaprowadził nas do "Gabinetu Grupy C" . Było to obszerne pomieszczenie z mnóstwem map i przeznaczanych na nich punktach. Na końcu gabinetu siedział odwrócony do nas tyłem generał patrzący na mapy. Niespodziewanie odwrócił się do nas
- Witam mój nowy zespół... Justyna?! - powiedział generał
Justyna wyglądał na tak samo zdezorientowaną jak ja. Kim był ten gościu i skąd ją znał? Zaraz miałem się o tym dowiedzieć.
- Oskar to naprawdę ty? - powiedziała cicho, NADAL zdumiona Justyna
-Tak to ja. Ale co ty tutaj robisz?
-Chwila to wy się znacie? - wtracilem się
-Tak znamy się od dawna
Justyna i Oskar (przydomek Rezi) poopowiadali sobie co robili przez te 4 lata podczas gdy ja oglądałem gabinet. Co mogę powiedzieć o generale? Był trochę młodszy od nas ale skoro ma taki poważny tytuł napewno jest odważny i bohaterski.
-Dobra nie będę was zatrzymywał. Zaraz kolacja - rzekł Rezi.
Po tym spotkaniu ruszyliśmy do swojego mieszkania. Ja sam usiadłem łóżku i rozmyślałem o różnych rzeczach. Między innymi o Alicji. Gdzie jest? Czy jest cała czy może się już gdzieś chodzi po ulicy. Usłyszałem kroki. To Adrian.
-O czym myślisz? - zapytał
-O niczym - powiedziałem szybko
Wzruszył ramionami
Jak nie chcesz to nie mów. Chodz już kolacja. Gdy weszliśmy na rynek (tam rozdawał koalcje) nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Przed nami do nieba wypianła się piękna choinka z lampkami. Ludzie byli zdumieni tak samo jak my więc to chyba po raz pierwszy raz. Nie którzy zaczęli ustawiać się w kolejce po jedzenie więc zrobilismy to samo. Na jedzenie były same pyszności co mnie trochę zdziwiło. Gdy już prawie byli wszyscy puszczono "Merry Christmas Everyone". Przez to dało się zapomnieć o apokalipsie. Ludzie się śmiali i głośno rozmawiali wspominając dawne czasy, Nie którzy tańczyli w oddali było słychać śmiech dzieci. Adrian podszedł do Justyny.
-Zatanczymy? - powiedział do niej
-Czemu nie? - odpowiedziała mu Pytaniem
Oddalił się tańcząc. Usmiechnalem się widząc jak dziwnie tańczyli można rzec pokracznie. Podszedł do mnie Oskar
-Napijemy się?
-Masz piwo?! Skąd?
-Pijesz czy nie?
-No ba
-No to zdrowie
-Zdrowie! - po chwili namysłu dodałem - i wesołych świąt
-Wesołych świąt - odpowiedział
Wziąłem łyk. Ahhh tego było mi trzeba. Nagle poczułem coś zimnego na skórze. Zaraz potem zdałem sobie sprawę co to jest. Na ulice Warszawy zaczął padać pierwszy śnieg.